Dzień dobiegł końca ale na pewno nie skończyła się moja fascynacja miejscem mojej dzisiejszej przystani. Góry Stołowe- Szklarska Poręba. Ale do tego dojdziemy na końcu dzisiejszego tekstu. Tak jak stwierdziłem wczoraj tak i zrobiłem dziś, spałem w hamaku i wyjechałem wcześniej niż w dni poprzednie. Pierwsze km były ciężkie ale nie ze względu ukształtowania terenu tylko moje dolne kończyny czują już te ponad 2000 km. Trasa była płaska, nawierzchnia asfaltowa, słońce świeciło a ja jechałem i po 50km takiej trasy dojechałem do przejścia granicznego w Görlitz - Zgorzelec. Przejście wyglądało dość zwyczajnie ot zwykły most ale otoczenie dookoła tego mostu, słoneczna pogoda, która dodawała jeszcze większej magi temu miejscu. Przepiękny kościół, restauracja przy rzece, droga z starej kostki brukowej (pierwszy raz wyrażam się pozytywnie na temat kostki brukowej) i uliczki z restauracjami wzdłuż rzeki. Kolejne miasto, które zapadnie mi w pamięci. Dodatkowo spotkałem bardzo sympatycznego Pana, który poczęstował pysznym rogalem (prosto z niemieckiej piekarni - nazwy nie zapamiętałem), porozmawiał ze mną na temat mojej wyprawy, wymieniliśmy swoje poglądy na temat podejścia polskich kierowców do rowerzystów na drogach (temat na osobny wpis) i każdy pojechał w swoją stronę. Moja droga prowadziła przez Świece, przepiękne ruiny zamku. Od tego momentu zaczęły się podjazdy. Mały, średni - mówię że jak będą dalej takie to bułka z masłem, przyjadę i nawet nie poczuje. Świeradów Zdrój miejscowość położona poniżej pięknych wzniesień, zostało niespełna 20km do Szklarskiej Poręby. Od tego momentu mogę śmiało stwierdzić, że dziś przejechałem swoje najtrudniejsze 20km. w życiu. Podjazd liczył ok 11km, jak już pokonałem wszystkie zakręty pod górkę tego podjazdu myślałem, że będzie super zjazd :( a tu nic, jadę po płaskim i jadę. Dzięki tabliczce informacyjnej mówiącej o pięknym punkcie widokowym 100m. od drogi zobaczyłem na jakiego potwora się wdrapałem moim rowerem z 20kg przyczepką:))))) i właśnie od tego momentu zacząłem inaczej myśleć na temat mojego dzisiejszego odcinka. Wcześniej była złość, że taka długa górka na koniec, że cięszka do pokonania a później jaka ona piękna, zobaczyłem te wszystkie skały które ni z gruszki ni z pietruszki były wkomponowane w las a może to las był w nie wkomponowany? Przepiękny widok. Pseudo zjazd trwał przez 7km i dopiero ostatnie 2km można nazwać ostrym zjazdem w dół :) zaczął się od tzw. zakrętu śmierci. Jak zobaczyłem ten zakręt, jak go przejechałem stwierdziłem, że nazwa nie wzięła się bez powodu. Zakochałem się w otoczeniu tego miasta, tych gór dookoła, trasy narciarskie. Miasto bardzo podobne do tych z nad morza, dużo ludzi, pełno sklepików z bublami i innymi pierdołami. To tak jak z Zakopanym, ja traktuje miasto Zakopane jako strefa buforowa przed pięknem gór. Tylko nieliczni przejdą ta strefę :P jutro dzień wolny i coś będziemy zwiedzać , muszą mi nogi odpocząć bo nieustannie pracują od Mielna :) miłego wieczoru i pamiętajmy, że jadę dla Mateuszka:) więc proszę o wpłaty dla niego :))
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz